Chodzi o wydarzenia z sierpnia 2008 r. Kibice z Gorzowa jechali na wyjazdowy mecz swojej pierwszoligowej drużyny piłkarskiej z Widzewem w
Łodzi. Dwa gorzowskie autokary miały przymusowy postój. Kawalkada 30 samochodów na poznańskich rejestracjach zajechała im drogę i całkowicie zablokowała ruch na autostradzie A2 w okolicach
Słupcy.
Blisko 50 wytatuowanych osiłków, uzbrojonych w kije bejsbolowe i kastety, zaczęło niszczyć gorzowskie autokary, kopiąc w karoserię i wybijając szyby. Kibole Lecha - ze specjalnej grupy bojowej specjalizującej się w tzw. ustawkach i napadach na kibiców innych drużyn - chcieli w ten sposób sprowokować gorzowian do bójki. Gdy to się nie udało, dali sobie spokój i zeszli z jezdni. Wtedy kierowcy autokarów staranowali samochody napastników i wyrwali się z pułapki.
Wydawało się, że chuligani z Poznania pozostaną bezkarni. Gdyby prokuratura chciała oskarżać ich o napaść na gorzowian, niszczenie mienia, musiałaby każdemu z osobna udowodnić, co zrobił. Prokurator Marek Kasprzak z wydziału śledczego konińskiej prokuratury okręgowej znalazł jednak sposób na postawienie kiboli Lecha przed sądem. W akcie oskarżenia, który trafił do sądu, prokuratura zarzuca im sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym i udział w nielegalnym zbiegowisku. Grozi im za to do ośmiu lat więzienia.
- Na autostradzie jeździ się szybko, płynnie. Gdy nagle 30 samochodów zablokuje całą jezdnię, ryzyko, że dojdzie do karambolu, jest duże - argumentował prokurator z Konina.
Na ławie oskarżonych zasiadło 18 osób. Śledczy zidentyfikowali ich na podstawie filmu, na którym zarejestrowano całe zajście.
Fragment nagrania możecie zobaczyć poniżej.
Poznaniacy mieli być sądzeni w Słupcy, ale przed rokiem sprawę przeniesiono do Sądu Rejonowego w Gorzowie, gdzie mieszka większość świadków - zaatakowanych kibiców - których będzie musiał przesłuchać sąd.
W tym charakterze przed sądem ma zeznawać... 136 osób! Około 100 z nich to kibice z Gorzowa, którzy znajdowali się w autokarach zaatakowanych przez "bojówkę" Lecha. Na świadków powołano też policjantów, którzy eskortowali gorzowian i kierowców, którzy w ogniu wydarzeń na autostradzie znaleźli się przypadkiem.
Wczoraj ruszył proces. Gdy na sali pojawili się dziennikarze "Gazety", z grupy kilkunastu osiłków słychać było pomrukiwania. "To ta menda" było jednym z najbardziej łagodnych stwierdzeń. Koledzy z ławy oskarżonych namawiali się nawzajem: "Opluj go!". Sugerowali, że obserwatorzy procesu mają "wypier...". Sąd upomniał poznańskich chuliganów dwukrotnie. Dziennikarzom kazał opuścić salę i utajnił rozprawę, z wyłączeniem odczytania aktu oskarżenia, do którego i tak na pierwszej rozprawie nie doszło. Sędzia gorzowskiego sądu rejonowego Błażej Mikuła zakaz relacjonowania sprawy przez media tłumaczył względami bezpieczeństwa. - W przypadku relacji z rozprawy mogłoby dojść do konfrontacji zwaśnionych grup kibiców, a nawet zamieszek. Proces już teraz wymaga wzmożonej ochrony policji - argumentował Mikuła.
Jak "Gazeta" dowiedziała się nieoficjalnie, pierwsza rozprawa trwała niecałą godzinę. W sądzie nie stawił się jeden z oskarżonych. Jego adwokat tłumaczył, że "o pierwszej w nocy dostał od klienta SMS-a, że ten trafił na oddział chirurgii szpitala w
Kaliszu i do sądu w Gorzowie nie dotrze". Sędzia potwierdził ten fakt w rozmowie telefonicznej. Akt oskarżenia nie został odczytany. Dojdzie do tego na następnej rozprawie. Kolejna odsłona procesu - 24 listopada. Sąd rejonowy wyznaczył też trzy grudniowe terminy, podczas których przesłucha świadków.