Przed zespołem GKP Gorzów jeszcze cztery ligowe pojedynki: w najbliższą sobotę u siebie z Motorem Lublin (godz. 17), w środę 26 maja z Podbeskidziem w Bielsku-Białej, we wtorek 1 czerwca - ostatni raz na swoim stadionie - z Flotą Świnoujście oraz w sobotę 5 czerwca z Sandecją w
Nowym Sączu. - Jeśli Sandecja będzie walczyła o ekstraklasę to pojedziemy tam i na koniec pomieszamy faworytom szyki. Myślę, że ktoś nam w tych działaniach pomoże, bo przecież pozytywna motywacja jest jak najbardziej dozwolona - żartował bardzo zadowolony z ostatnich występów swoich podopiecznych trener GKP Adam Topolski. - Na całkiem poważnie to dziękuję moim zawodnikom, że zaoszczędzili sobie i mi wiele nerwów. W ostatnich czterech kolejkach pokażemy jak wyrównaną mamy kadrę. Taki przegląd jest potrzebny choćby dla dobra klubu, bo przecież niektórym piłkarzom kończą się kontrakty.
A jeśli jednak przytrafi się kataklizm? W czterech meczach - choć nikt w to nie wierzy - GKP nie zdobędzie już nic? Nawet tak czarny scenariusz nie jest w stanie gorzowianom zaszkodzić. Tylko Wisła
Płock, zajmująca 15., ostatnie spadkowe miejsce, ma całkiem realne szanse przesunąć się w górę. Kogo przeskoczy? Podbeskidzie Bielsko-Biała (6 pkt straty do GKP), Górnika Łęczna (6 pkt), Dolcan Ząbki (5 pkt), a może MKS Kluczbork (5 pkt). Fala niszcząca pierwszoligowców ma więc jeszcze kogo porwać, a za naszą drużyną, oprócz wyżej wymienionych, jest jeszcze obecnie Warta
Poznań. Bardziej realnym scenariuszem może być jeszcze marsz w górę w okolicę szóstej pozycji (obecnie GKP zajmuje dziewiąte miejsce). Tak byśmy prognozowali, gdyby w gorzowskim klubie wszystko było poukładane jak trzeba.
Obrońcy: Maciej Truszczyński, Paweł Grocholski, Dawid Topolski i Grzegorz Jakosz, pomocnicy: Artur Andruszczak, Łukasz Białożyt, Paweł Kaczorowski, Brain Obem i Robert Sing oraz napastnik Mateusz Piątkowski - wszystkim z końcem czerwca kończą się kontrakty. Podobnie jak trenerowi Topolski. Ten ostatni cały czas nie ukrywa, że chciałby w GKP dalej pracować. A co z piłkarzami? Niektórych na pewno chcielibyśmy wciąż oglądać w Gorzowie. Inna sprawa, czy taką wolę będą mieli sami zawodnicy. - Odnalazł się Emil Drozdowicz, dwie bramki strzelił Grzegorz Wan, to najlepiej świadczy o tym, że nawet najdłuższa, czy najtrudniejsza runda nie była nam straszna - stwierdził gorzowski szkoleniowiec. - Wytrzymaliśmy serię spotkań co trzy dni. W każdej formacji na swoją szansę czekali następni i co ważne, wchodząc na boisko pokazywali, że mają pierwszoligową wartość. Nie ma też kłopotów z kondycją. Nawet w 90. min my wciąż biegamy. Mocne
serce drużyny jest. Małe wzmocnienia i
W tym momencie, znając aktualne realia gorzowskiej piłki nożnej, lepiej ugryźć się w język. Nadchodzi koniec sezonu i znów coraz głośniej słychać czerwcowe stałe pytanie: czy stać nas na pierwszoligowy futbol? Kto jeszcze oprócz miasta, które i tak wspomaga ten sport dużą kwotą, ma piłkę w GKP utrzymywać? Gdzie klub ma rezerwy organizacyjne (a te są olbrzymie) i kiedy zacznie je wykorzystywać? Są rozbieżności co do długu naszego klubu - od kilkuset tysięcy złotych aż do miliona. Optymiści twierdzą, że to się jeszcze da poukładać, a pesymiści wróżą zamknięcie za chwilę interesu pod nazwą: "Pierwszoligowy GKP". Mieliśmy kryzys zimą, gdy zaprotestowali piłkarze. Ogień został wyłącznie na chwilę przygaszony. W najbliższym czasie możemy się spodziewać kolejnych głośnych zapytań: co z naszymi zaległościami? Miało być dalej miodzio, ale jak słychać tak pozostanie wyłącznie w tytule w "Gazecie". Do temu na pewno będziemy wracać.